Bezinteresowna poMOC uskrzydla

Z Łukaszem Kuźmą rozmawiała Elwira Liegman

Zaczyna się zwyczajny dzień z życia naszego hospicjum. Zwyczajny i jak każdy – niezwyczajny.

Jest przed 8:00. Zespół medyczny krząta się po pokojach, żeby zaraz usiąść na odprawie: podsumować noc czuwania i zaplanować wizyty dzienne u naszych małych pacjentów.

W progu staje Anioł z bukietem róż. Łukasz Kuźma przyjechał do nas z Wadowic po to, żeby poznać załogę, którą wpiera od kilku lat, a jakiś czas temu postanowił, że przebiegnie dla naszych Podopiecznych 2 000 km!

E: Skąd pomysł, żeby zainteresować się w ogóle misją hospicyjną? Raczej temat śmierci przeraża ludzi, a już tym bardziej, jeżeli chodzi o chorobę i śmierć dzieci.

Ł: Dzieci z hospicjum uczą nas, aby żyć chwilą obecną, czego się cały czas uczę. One rzadko mają okazję ujrzeć piękno tego świata, którego my przeważnie nie doceniamy. Uczą nas cieszyć się z tego co jest teraz, z drobnych rzeczy i marzyc nawet, gdy są to bardzo proste marzenia.

E: Jak się dowiedziałeś konkretnie o naszym hospicjum i co spowodowało, że zechciałeś właśnie nam pomagać?

Ł: O Waszym Hospicjum dowiedziałem się z transmisji internetowej klubu 555, kiedy to u Fryderyka Karzełka gościem była Ewa Liegman. Opowiadała o roli Waszego hospicjum i o akcji „Zostań Aniołem”, do której od razu postanowiłem dołączyć. Był to rok 2019.

E: Dlaczego bieganie i skąd pomysł na bieg w hołdzie naszym małym – wielkim bohaterom?

Ł: Biegać zacząłem chwile po wyjściu ze szpitala, gdzie zdiagnozowano u mnie cukrzyce typ1. Trzeba było wymyślić coś, co by zastąpiło picie alkoholu, z którym miałem ogromny problem. Padło na bieganie. Pomagając innym, pomagasz sobie. Ta akcja 2 000 km, daje mi siły i motywację do treningów, napędza do działania. Ponieważ aby zrealizować swoje zaplanowane długie i ciężkie starty w tym roku, muszę być bardzo dobrze przygotowany.

E: Co znaczy dla Ciebie zdanie: „MOC w słabości się doskonali”?

Ł: Wtedy, gdy jesteśmy słabi, blisko dna, często odnajdujemy ukryte gdzieś w sobie niezauważone dotąd pokłady wewnętrznej MOCY, którą możemy wykorzystać w dobry sposób – np. pomagając innym.

E: Choroba zmieniła w Twoim życiu WSZYSTKO i czy można wywnioskować, że je uratowała?

Ł: Oczywiście, że tak. Przed chorobą żyłem w swojej osobistej ciemności, zupełnie tego nieświadomy. Powiedziałbym również, że ta ciemność była moją przyjaciółką. Nie chcę myśleć jakby się moje życie dalej potoczyło, gdyby nie STOP jakim była choroba i pobyt w szpitalu.

E: To znaczy, że tracąc – zyskujesz? Jeśli tak, to jak tę zasadę postrzegasz w swoim życiu?

Ł: Tracąc około 6 lat temu swoje dotychczasowe życie… zyskałem lepsze, bardziej kolorowe i piękniejsze. A co najważniejsze – świadome życie.

E: Podczas tak wielkiego wysiłku, jak długodystansowe biegi, na pewno są pokusy, żeby zrezygnować. Jaką dasz radę tym, którzy chcą się poddać? Pytam o wielowymiarowe poddanie…. Bo Twoje bieganie jawi mi się jako analogia np. długoterminowej choroby…

Ł: Wszystko zależy od Twojej głowy. W biegach długodystansowych (np. ultramaraton), głowa i silna psychika odgrywają nieraz kluczową role w osiągnięciu sukcesu. Ciało często już na 35 km chce zrezygnować (skurcze, bóle mięśni, wymioty, rozwolnienia). Wtedy najprościej jest się poddać i zejść do punktu odżywczego. W takiej sytuacji silna psychika przejmuje kontrole nad biegiem i pozwala go ukończyć. W przypadku choroby jest podobnie, silna psychika pozwala znosić jej trudy nawet wtedy, gdy ciało już się poddaje.

Łukasz, jak każdy z naszych ziemskich aniołów, nie ma skrzydeł, tzn. ma, ale niewidoczne dla oczu. Podobnie jak wielkie serce, które się dostrzega dopiero po głębszym poznaniu, spotkaniu…

Przed rozstaniem powiedzieliśmy sobie: „Nic ważniejszego nie możesz dać drugiemu człowiekowi niż czas. Do zobaczenia!”